okoń jesienią

Rugia dzień 10 – jesienne łowy

Opublikowano 20 listopada 2014 przez Majki Pi

Po prawie 3 miesięcznej przerwie znów pojawiliśmy się na wyspie marzeń.  Ponieważ w tym roku w połowie szczupaków osiągnęliśmy więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić, celem wyprawy było przekroczenie magicznej, garbusowej pięćdziesiątki.

Jak to zwykle bywa zamiast wyjechać z Warszawy zgodnie z planem o 21, wyjechaliśmy  po 1 w nocy. Wszyscy byliśmy zmęczeni po ciężkim tygodniu pracy, więc po drodze musieliśmy zaliczyć jeszcze 2 godzinną drzemkę. Suma summarum nad wodą pojawiliśmy się o godzinie 12. Widok ogromu morskiej wody od razu tchnął we mnie nową energię do działania. Oj jak ja się stęskniłem za tym miejscem..

Ogarniamy się raz dwa i po pół godzinie jesteśmy gotowi na spotkanie z marzeniami J

Gotowi do wypłynięcia

Na pierwszego spota obieramy sam początek starego toru wodnego.  Warunki pogodowe pozwalają na płynięcie pełną prędkością. Na miejsce docieramy po niespełna 20 minutach. Kotwiczymy na skraju stoku tak by móc rzucać na głęboką i płytką wodę. Nie zdążyłem przewlec  jeszcze plecionki przez przelotki, a Maras już holuje pierwszą rybę. No to już sobie połowiliśmy… Zgodnie z regułą obowiązującą na Rugii, jeśli pierwszego dnia w pierwszym rzucie weźmie ryba to dalej już nie będzie łatwo. Pierwsza mamusia wyjazdu ma 82cm i wzięła na 10cm Berkleya flex cutta w ulubiony kolorze Marasa – rainbow.

Pierwszy szczupak wyprawy - równe 82cm

Zgodnie z regułą resztę dnia spędzamy na mozolnym i bez efektywnym obławianiu wszystkich bankowych miejscówek. Po paru godzinach Dzikus ma pierwszego strzała ale ryba się nie zacina. Wkrótce i do mnie uśmiecha się szczęście i na 15cm Cannibala w kolorze blue pearl dostaję szczupala 84cm.

Po paru godzinach nierównej walki udało mi się wymęczyć pierwszą mamuśkę

Mamuśka tchnęła w nas trochę nadziei, że może coś się ruszyło, ale niestety przez kolejne dwie godziny znowu nic się nie dzieje.

Po zmierzchu płyniemy na sprawdzoną wieczorną miejscówkę. Mała rzeczka wpływa na tor wodny. Tam zawsze coś siedzi. Ryba jest w łowisku ale nie możemy jej wyjąć. Mam 3 uderzenia, za pierwszym razem odcina mi ogonek, a po dwóch kolejnych ryby spinają się podczas holu. Chłopaki również zaliczają obcinki i niewcięte brania. Klątwa pierwszego rzutu nie chce nas opuścić a zmęczenie coraz bardziej daje się we znaki.  Zapada zmrok, ustalamy, że każdy wykona po 3 ostatnie rzuty i zbieramy się na kwaterę. Rzutem na taśmę w ostatnim przelocie zacinam rybę.  W początkowej fazie holu wydaje mi się, że mam nie dużą mamuśkę, ale gdy ryba pojawia się przy łódce, przeżywam przyjemne rozczarowanie. To okoń i to może nawet nowa życiówka.  Od ostatniego naszego pobytu garbuskom urosły trochę brzuchy i ryba robi wrażenie (foto u góry artykułu) Po zmierzeniu okazuje się, że ma 45cm, trochę do rekordu jeszcze mu brakuje.. ale i tak nie jest źle, jak na pierwszego garbusa na wyjeździe.  Wszyscy przezbrajamy się na okoniowe zestawy z nadzieją, że może ławica akurat podeszła pod łódkę. Była to  jednak pojedyncza ryba bo w kolejnych rzutach nic się już nie dzieje. Trochę się zapomnieliśmy i na łowisku zastaje nas już noc. Razem z Marasem złożyliśmy sprzęt i czekamy na Dzikusa, który walczy o honorową rybę, bo jak do tej pory jedyny jest na pusto.  Prosimy go grzecznie: „Kamilku chodź już jedziemy na kwaterkę napić się bimberku” ten jednak nie chce nas słuchać i odpowiada „bez ryby nie wracam… SIEDZI !!!

Nie wierze w całkowitych ciemnościach zacina poważną rybę. Wędka do 12 gram gnie się od Dolnika w kąt 90 stopni. Walka trwa chyba z 5 minut i w końcu mamuśka kapituluje.

Zasłużona mamuśka dzikusa

Wzięła na 10 cm cannibala w kolorze clown i jest największym szczupakiem tego dnia, ma 86cm.  Teraz możemy wracać na kwaterę, ale o bimberku nie ma mowy jutro musimy być na łowisku jeszcze przed świtem..

Dodaj pierwszy komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *