boleń z bugu

Pierwsze spotkanie z Rapami

Opublikowano 8 lipca 2013 przez Dzikus

Moje wspomnienia sięgają roku 2011. Do wypadu przygotowywałem się pod kątem szczupaków, z uwagi na zbliżający się wielkimi krokami sezon i długo wyczekiwany weekend majowy. Pod wieczór ułożyłem wstępny plan wyprawy i przygotowałem sprzęt wędkarski, nie mogąc doczekać się ranka.

Wśród przynęt głównie królowały 10cm kopyta relaxa w kolorze perły z niebieskim i czarnym grzbietem oraz gumy w odcieniach zieleni i seledynu. Ponadto zawsze zabieram ze sobą nad wodę pudełko z wahadłami i obrotówkami. Te ostatnie koniecznie z kolorowymi chwostami. Kij, na który łowiłem w tamtych czasach, to Daiwa Exceller długości 270cm i ciężarze wyrzutu 10-40g. Do tego kołowrotek Mikado Shogun 804 (KLIK) z przełożeniem 1:5.1 i nawiniętą plecionką Power Pro o średnicy 0,16mm.

Na łowisku pojawiliśmy się  ok. godz. 5.00. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, choć z rana powiewało lekko chłodem. Zapakowaliśmy niezbędny asortyment na łódkę i po 15min odcumowaliśmy od brzegu. Na początku zaczęliśmy obławiać miejsca wzdłuż trzcin oraz pogranicze lekkiego nurtu i pasa, gdzie w późniejszych miesiącach leży „dywan” grążeli i nenufar. Niestety przez 2h nie spostrzegłem żadnego brania na kiju, podczas gdy Michał miał na swoim koncie trzy sztuki wymiarowych szczupaków, które szybciutko wróciły do wody. Mimo to nie zniechęcałem się. Zmieniliśmy miejscówkę wpływając do zatoczki, w której zawsze coś się działo. Kilkanaście rzutów pod drugi brzeg, chwila wolnego prowadzenia i nagle moje ciało przeszyła fala ciepła, natychmiast zaciąłem kierując szczytówkę ku niebu. Kilka zwinięć korbką kołowrotka (zobacz) i już wiedziałem, że na haku mam niezłą sztukę… niestety martwej natury. Po wyciągnięciu z wody zobaczyłem okazałych rozmiarów korzeń grążeli.

grązele

Postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę i ochłonąć. Zbliżała się godzina 8:00, postanowiliśmy kierować się na kolejną miejscówkę w stronę ujścia starorzecza. Pierwsza przepławka jest płytka na tyle, że spokojnie można po niej brodzić w woderach, ale tuż za nią znajduje się rynna głębokości 1,5-2m, która ciągnie się przez kilkadziesiąt metrów, po czym znika za zakrętem. Zarzuciłem wędkę tak od niechcenia, poczekałem aż guma opadnie na dno i zacząłem lekko jigować. Jakież było moje zdziwienie gdy poczułem na kiju lekkie uderzenie, szybkie zacięcie i po chwili wynurzył się pierwszy szczupły w tym sezonie.

pistolet szczupak bug

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i wróciła chęć walki. Kilka kolejnych rzutów na pusto i płyniemy dalej. Przed nami kolejna przepławka, ale niestety tu już chodzenie po niej nie jest takie proste, gdyż dno jest muliste i można się głęboko zapaść. Jednak dla nas nie stanowiło to problemu, ponieważ nabraliśmy już wprawy w przepławianiu się i szybko poszło. Przedostatnią miejscówkę ponownie obławialiśmy wzdłuż trzcin przy brzegach oraz rafy trzcinowe na środku oczka. W pewnym momencie zaliczyliśmy podwójny hol, choć nie były to okazy życia. Ryby najwidoczniej tego dnia nie miały ochoty na współpracę, lub nie otrząsnęły się jeszcze po tarle.
Powoli zbliżaliśmy się do ujścia starorzecza, gdzie spokojny nurt łączył się z wartkim, a głębokość spadała z 2m przy samym ujściu do 7-8m na środku odnogi. Być może czai się tu jakiś gałgan polujący na drobnicę – pomyślałem wtedy. Łódkę przycumowaliśmy przy samym brzegu, tak żeby wachlarzem obłowić zarówno główny nurt, jak i płycizny starorzecza. Zmiana warunków łowiska wymagała również przezbrojenia przynęt. O ile wcześniej używałem główek jigowych od 5 do 10g, teraz musiałem uzbroić przynęty w główki 30-35g.  Wykonaliśmy po kilkadziesiąt rzutów, przesądowaliśmy zarówno dno jak i prowadzenie przynęt w toni oraz przy powierzchni. Nic szczególnego jednak się tam nie działo. Dobiegała godzina 10.00, słoneczko było już wysoko i jak na tę porę roku dość intensywnie przygrzewało. Wspólnie stwierdziliśmy, że pora żerowania szczupaków już minęła i do wieczora nic wartego uwagi nie nastąpi.

Zaczęliśmy przygotowywać się do spływania, kiedy nagle za plecami usłyszeliśmy głośne pluski. Gdy odwróciliśmy głowy i spojrzeliśmy w stronę przeciwległego brzegu odnogi, spostrzegliśmy agresywnie żerujące bolenie. W jednej chwili zrezygnowaliśmy z powrotu i przestawiliśmy łódkę tak, aby każdy z nas mógł swobodnie rzucać w kierunku żerujących ryb.  Michał szybko przezbroił swoją wędkę w woblera salmo thrila, ja natomiast miałem mały dylemat, gdyż nie posiadałem przynęt typowo boleniowych. Po krótkim namyśle na mojej wędce wylądowała srebrna wydra o wadze 20g. Jeszcze tylko kilka rad, jak prowadzić przynętę i poszedł pierwszy rzut w miejsce gdzie chwile wcześniej zabulgotało na powierzchni wody. Zacząłem jak najszybciej zwijać przynętę, jednak był to pusty przelot. Drugi rzut w to samo miejsce, ta sama technika zwijania i nagle potężne uderzenie, które odczułem na całym kiju i ramieniu. Zaciąłem, czuje go, porządna sztuka myślę sobie, chwila holu ze dwa odjazdy z kołowrotka w kierunku dna i pałąk wędki wyprostował się. Widocznie zbyt lekko zaciąłem. Ale nic to, posłałem kolejny rzut pod drugi brzeg, w miejsce żerowania rap. Początkowo zwijałem powoli, by po chwili wejść na najwyższe obroty, kolejny raz prowokując ryby do brania.  Jest !!! Teraz nie popuszczę, zaciąłem mocniej, adrenalina w dalszym ciągu rosła. Michał szybko zwinął swój zestaw, by uniknąć splątania. Przykręciłem trochę hamulec, być może on był przyczyną spadu poprzedniej ryby. Zacząłem hol, co chwila towarzyszył mi charakterystyczny dźwięk wysuwanej ze szpuli plecionki, teraz miałem jednak  większą kontrolę nad rybą. Podciągałem szczytówkę do góry i zwijałem nadmiar pleciony, kij zginał się prawie w pół. Gdy widziałem już rapę przy powierzchni, ona robiła gwałtowny zwrot i znikała w ciemnej wodzie. Walka trwała około 5min. zanim okaz wylądował na pokładzie naszej łajby. Pierwsza w życiu złowiona przeze mnie rapa miała 64cm i ważyła ok. 2kg.

bolen

Piękny drapieżnik wrócił do wody, przecież w każdej chwili brania mogły się skończyć. W kolejnych dwóch rzutach w identyczny sposób złowiłem bolki długości 60cm i 68cm.
bolęń z bugu

Nie mogłem uwierzyć, że łowienie boleni jest aż tak proste. W kolejnym, ostatnim, jak się później okazało rzucie, na kiju siadło coś znacznie większego, gdyż w pewnym momencie wędka wygięła się do tego stopnia, że 3 ostatnie przelotki znalazły się pod wodą. Niestety domniemam, że był to osobnik bardziej doświadczony od swoich poprzedników, który przechytrzył niejednego wędkarza, a ja byłem wśród nich. Po tym spadzie brania ustały. Wykonałem jeszcze kilka rzutów, ale bez rezultatów. Cała zabawa z boleniami trwała nie więcej niż 20-25min.Michał niestety nie złowił ani jednego bolenia, jedyne co mu zostało to pogratulować mi przyłowu w ten piękny majowy dzień. Ja natomiast podziękowałem mu za cenne rady. Emocje, które mi towarzyszyły tego poranka, zeszły dopiero późnym wieczorem. To był bardzo udany dzień i  wierzę, że takich chwil w moim życiu będzie jeszcze wiele.

Kołowrotki Mikado oferuje sklep wędkarski pod adresem:
http://pleciona.pl/pl/c/Mikado/852

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *