Wielkie sumy złowione na rzece Ebro w Hiszpani

Rekordowe sumy z Ebro

Opublikowano 27 czerwca 2016 przez Majki Pi

Co mnie ciągnie nad Ebro? Przecież byłam tam kilka razy.. widoki nie są urzekające, woda wcale nie jest najczystsza a słońce pali niemiłosiernie…   Ryby!!! duże waleczne ryby. Świadomość, że w każdym momencie może siąść ryba życia sprawia,  że nic innego się nie liczy.

W tym roku postawiliśmy na aktywne łowienie – trol, vert i klonk (jeśli oczywiście uda się złowić żywca ) Jak się później okazało 95% czasu spędziliśmy trolując.. Tutaj ktoś może powiedzieć, że jest to metoda zakazana nad Ebro. Jednak ja spotkałem się z różnymi opiniami… jedni mówią można, drudzy, że nie. Znajomy przewodnik z Czech zapewniał mnie nawet, że w trolu możesz łowić na dwa kije!  Jak z tym jest dokładnie? Chyba nikt nie wie i wcale nie zdziwiłbym się gdyby to zależało od kontrolującego patrolu. Na szczęście my nie mieliśmy kontroli – pewnie żal było im paliwa by płynąć w górę rzeki.

Aktywne łowienie wymaga odpowiedniego przygotowania. Chcieliśmy być maksymalnie mobilni, co wiązało się z zakładaniem obozowiska tylko na nocki i wożeniem całego sprzętu na łodzi. Jest to oczywiście dość męczące i mało wygodne, jednak zaoszczędza sporo czasu, który musielibyśmy poświęcić na dopłynięcie do interesujących miejscówek. Tak, więc cały nasz dobytek mieścił się na łodzi. Nie mogło także zabraknąć pomocnika… padło na mojego psa… Blanka świetnie sobie poradziła, chociaż ryby mało ją interesowały 😀

Wypożyczyliśmy łódkę w zaprzyjaźnionej bazie FishingPlanet. Wpakowaliśmy cały sprzęt i ruszyliśmy w górę rzeki. Miałem nadzieję, że łódka z 15 konnym silnikiem da sobie rade i wejdziemy w ślizg. Niestety pchaliśmy wodę aż miło. Do pierwszej miejscówki dopłynęliśmy po jakiejś 1,5h i od razu zaczęliśmy łowić. Pierwsze branie mieliśmy już w pierwszym napłynięciu po jakichś 15 minutach. Piotrek był czymś zajęty i trzymał wędkę tylko jedna ręką a tu nagle bum, bum… dwa szybkie szarpnięcia. Łysy był wyraźnie zdziwiony i chyba do końca nie wiedział, co się dzieje.. Krzyknąłem „Branie! jedziesz!” Luz na silniku i dość szybki hol… mała ryba.. 150kta+  wyszła dość szybko. Szybkie fotki i jedziemy dalej.
Pół godzimy później ja mam „tąpnięcie”. „Jest!”. Ryba szybko robi zwrot i zaczyna ucieczkę. Czuję, że coś jest nie tak. Coś się zaklinowało i plecionka nie wychodzi z multika. Strzał był tak silny, że prostuje mi kija i plecionka o wytrzymałości 40kg+ strzela jak nitka przy samym multiku.  F@#ck! F@#ck! Pleta wcięła się pomiędzy szpulę a plecionkę. Źle nawinięta! Mój błąd! Poważna ryba poszłaaaaaaaa… i koniec na dzisiaj.

Następnego dnia ruszyliśmy dalej orać.. Plan był wstać o świcie jednak podróż tak nas wykończyła, że ruszyliśmy ok 10. Szukaliśmy kolejnych miejscówek. Niestety praktycznie przez cały dzień nic się nie działo. Powód był prozaiczny… sumy były w pełnym tarle. Tylko mała część ryb potencjalnie żarła.. Widowiskowe krzakowe harce widzieliśmy przez kolejne trzy dni 🙂 Pierwsze konkretne branie miałem ok 14. Płynęliśmy pod prąd stroną bliżej obławianą przeze mnie. Strzał był konkretny i ryba od razu ruszyła do ucieczki. Tym razem poprawiony sprzęt spisał się na medal. Szybko napłynęliśmy rybę i staraliśmy się tylko odciągać ją od pobliskich patyków. Hol nie był długi. Ryba od początku mocno pracowała i szybko się zmęczyła. Gruba 180tka..a dokładnie 183.. naprawdę gruba i ciężka. Szybkie foty i lecimy dalej.

Sum 183cm złowiony na górnym odcinku rzeki Ebro

Kolejną rybę trafiłem kilkadziesiąt metrów dalej. Tym razem branie było bardzo delikatne. „Mała ryba…kurde…”. Płynęła prosto na nas i szybko znalazła się pod łodzią. „Oj, oj… jednak nie jest taka mała…”. Pracowała tylko góra dół i po kilku minutach leżała gotowa do podebrania. Kolejna 180kta+. Sumy potrafią być zaskakujące… Reszta dnia była już spokojna.

Trzeci dzień na „pusto”. Mieliśmy oczywiście sandacze, w tym sztukę powyżej 80cm i gluty, ale jak to mawiają „nie po takie ryby tutaj przyjechaliśmy”. Przynajmniej nie odczuwaliśmy już przebytej drogi 😀

sandacz 80cm z ebro na trolling

Czwartego dnia postanowiliśmy zjechać na chwilę by uzupełnić zapasy i przy okazji spotkać się z znajomymi z Teamu Black Cata, którzy rozbili się trochę poniżej naszych miejscówek. Oni mieli połowione grubo… 2m+ mieli już na koncie. „No cóż może i my coś trafimy… „. W tym miejscu chciałbym podziękować chłopakom gdyż pozwolili nam rozbić się obok nich i już do końca wyjazdu nie musieliśmy ciągać całego sprzętu! Dzięki!
Jak na zawołanie tego dnia popołudniowa sesja przyniosła nam pierwszą dwójkę. Dokładnie 202 uderzyła Piotrasowi na wobler prowadzony od strony brzegu. Uderzenie było konkretne.. jechał z roli ostro krótkimi zrywami… na początku myślałem, że to mała ryba, gdyż takie odjazdy one mają w zwyczaju. Jak się tylko pokazała było widać, że ryba jest dobra.. Nowe PB  Łysego. Brawo!

sumy z ebro na trolling

Kolejny dzień to ewidentnie „dzień konia” Piotrka. Na całej wodzie łowił tylko on… i to jak! Przed południem, niedaleko miejsca, w którym mieliśmy ostatnią 180tkę. Piotras ma ostry odjazd. Ryba w pierwszym zrywie wyciąga 20-30m plecionki. Napływam szybko rybę i po ugięciu kija widać, że to jest kolos! Pracuje inaczej niż wszystkie poprzednie ryby. Stwierdziłem wtedy, że jest dobra i będzie 2m+ z grubym zapasem. Piotrek męczył się z rybą ponad 20 minut. Ryba próbowała wszystkiego aż w końcu się pokazała… najpierw wyszedł ogon a za nim wbity w niego wobek 😀 To wyjaśniało dziwne zachowania ryby podczas holu. Szybka decyzja – spływamy do brzegu inaczej jej nie podbierzemy. W pobliżu mieliśmy tylko miejsce gdzie wcześniej robiliśmy zdjęcia.. tylko ono nadawało się do podebrania ryby. Powoli doholowaliśmy  rybę, która zwisała głową w dół. Gdy tylko dotarliśmy wskakuję do wody i już za pierwszym podejściem udaje mi się chwycić szczękę suma. Krótka szamotanina i radość! Miarka pokazała 183 (kolejne!), szybkie zdjęcia i ruszamy dalej.
Piotras ciągle coś łowi.. to sandacze to gluty.. w pewnym momencie ja mam branie rybki na oko 120 a w trakcie holu Piotras zacina 153… szok… dublet ?:D

Piękny dublet sumowy

Łysy łowi a wszyscy mijający nas wędkarze płaczą, że od dwóch dni nic :D. „Warto by zakończyć ten dzień jakimś grubasem :D” stwierdziłem. Postanawiamy tuż przed zjazdem zrobić ładną miejscówkę tuż przy obozowisku. Kiedy ją napływamy na echo widać, że ryby wyraźnie się podniosły. To był moment na „kalosza” – tak nazwaliśmy 19cm gumę Savage Gear Soft 4 Play z nakładką lip scull. Jak dla mnie to była przynęta szczupakowa… była… 😀 Jakieś półtora minuty po wrzuceniu jej do wody Piotras ma dziwne branie. Zacina i pamiętam, że ocenił rybę na 160. To był najbardziej efektowny hol wyjazdu. Blisko mieliśmy drzewa i tam ryba chciała się schować. Przy pierwszej próbie wpłynięcia pomiędzy rybę a drzewa dodałem zbyt dużo gazu, a że stałem fiknąłem orła przez silnik i wpadłem do wody :D. Wyobraźcie sobie… kumpel holujący 2m+ i pomocnik, który postanowił się odświeżyć 😀 Drugie napłynięcie już było lepsze ale ryba wcale nie bała się silnika. Parła pod łódkę i drzewa. Na szczęście na łajbie mieliśmy rączkę od podbieraka karpiowego, którym zacząłem uderzać w wodę i drzewa!. to był klucz do sukcesu. Ryba odbiła i wyszła na wodę, reszta była już formalnością. Miarka pokazała dokładnie 209 – kolejny PB Piotrasa. To był piękny dzień… może nie dla mnie, ale był piękny.

Ponad dwumetrowy sum z ebro

Kiedy wypływaliśmy rano w piątek na poranną sesję Piotrek stwierdził, że ten dzień będzie mój – i był… (Wieszcz?). Ok godziny 11 napłynęliśmy na miejscówkę, która do tej pory dała nam najwięcej ryb. Już przygotowywaliśmy się na najlepsze miejsce… gdy mam „tąpnięcie”! Ryba po prostu zatrzymała wobler. Z napłynięciem nie mieliśmy problemów, gdyż ryba w ogóle nie uciekała.. stanęła w miejscu gdzie wzięła – była pewna siebie. Czułem od samego początku, że to „big mama”.

Sum 237cm

Sam hol może nie był ekscytujący, gdyż jak stwierdziłem ryba powiedziała „masz dobry sprzęt to mnie wyjmij.. wytrzyma ? Serce biło mi jak oszalałe i muszę przyznać, że naprawdę bałem się o sprzęt, chociaż z reguły holuję delikatnie… W połowie holu ryba się pokazała i zawinęła tak że nie widać było jej ogromu. Pewne było tylko to, że jak do tej pory to największa ryba wyjazdu. Ryba pracowała tak, że kilkukrotnie myślałem, że mamy zaczep – tylko góra i dół. Po jakiś 20-30 minutach walki ryba całkowicie się poddała i Piotras w końcu mógł ją podebrać.

Rekordowy sum z ebro

„Jeeeesssstttt!” tak krzyknąłem, że całe Ebro pewnie to słyszało. Wtedy zeszło ze mnie całe ciśnienie wyjazdu. „Trzymaj, trzymaj nie puszczaj!!!” i płyniemy do brzegu. Jednak nie.. zmiana decyzji – wrzucamy ją do łodzi… Musieliśmy zrobić to we dwójkę! „K#$%wa, jaka knaga” słowa śmiejącego się Piotrasa.

sum gigant

Oceniałem rybę na 220+ powtarzając ciągle „jest 120”. Takie były emocje, że język mi się plątał… Miarka pokazała magiczne PB! 237cm – sam nie mogłem w to uwierzyć.

Gigantyczny sum z ebro - 237cm

Mój synek będzie musiał trochę popływać by go pobić :D(mam nadzieję). Mogę tylko stwierdzić, że w takich rozmiarach każda ryba jest piękna! Szybka sesja i jedziemy dalej.

Nowa życiówka Danego
Ciśnienie już zeszło.. żartujemy z Piotrasem.. PB na koncie… „reszta złowionych ryb to już tylko dodatek”… Napływamy to samo miejsce i co ?? mam kolejne „tąpnięcie” 😀 Ryba znacznie ruchliwsza i na kiju widać, że nie tak duża.

Sum 208cm z rzeki ebro

Pompuję ją tak jak bym miał 120 na końcu zestawu.. na ostro! Jestem pewniejszy sprzętu, gdyż ryba nie wykazuje wymiarów a i przed chwilką wymieniłem zestaw końcowy ucinając przy okazji duży kawałek plecionki głównej. Hol był zaskakująco krótki jak na rybę, która miała 208cm.

Kolejny dwumetrowy sum Danego

Sam podbieram i wciągam ją do łodzi, znowu sesja i napływamy kolejny raz. Nie nie… trzeciej nie było 🙂 Muszę przyznać, że po takich rybach śpi się naprawdę dobrze 😀

sum ebro 208cm

Przed ostatni dzień naszej wyprawy a w zasadzie ostatni cały dzień, gdyż w niedzielę mieliśmy zaplanowną tylko 3-4 godzinną sesję poranną od razu popłynęliśmy na naszą najlepszą miejscówkę. Pierwsze napłynięcie i bam. Mam rybę. Trochę poniżej miejsca gdzie wczoraj mieliśmy dwie dwumetrowe ryby. Niestety… ryba szybko spadła i trudno powiedzieć czy była duża czy średnia… bo mała na pewno nie była :D. Miejscówkę zrobiliśmy jeszcze 2 razy i postanowiliśmy popłynąć jeszcze wyżej. Tam jeszcze się nie zapuszczaliśmy. Płynąłem tam trochę bez przekonania gdyż było tam znacznie płycej niż w rybnych miejscach, ale cóż.. „może coś trafimy”. W pewnym momencie natrafiamy na miejscówkę podobną do znanych mi z Wisły – przelew, dziura, ściana te sprawy… Kiedy tam wpłynęliśmy powiedziałem Piotrasowi, że tutaj musi być ryba.. 30s później mam ładne branie. „Tylko się nie zepnij” krzyknąłem profilaktycznie docinając rybę. Hol był pewny, ryba ładnie zapięta w kącik.. 183 (to już trzecie!) zostało wyjęte. Zdjęcia w zaroślach w tzw. „sałatce” i jest pięknie :D.

Ten dzień ani niedzielna poranna sesja już nic nam nie dały. Byliśmy jednak spełnieni. Obaj zrobiliśmy nowe PB – czego chcieć więcej?

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *